Bieg tropem wilczym, potem jazda na dobitkę :)
Dzisiejszy dzień zaczęliśmy sic! od biegu pamięci żołnierzy wyklętych, bo naszych dobrze znanych singielkach w wieluńskim lasku. Razem z grupą Wieluń Biega i paroma naszymi znajomymi zaczęliśmy od rozgrzewki, wspólnych zdjęć, by wziąć udział w tej imprezie.
Najpierw rozgrzewka. Większość naszej grupy nie biega, ale mamy dziś na starcie trzech biegowych, którzy czasem kosztem roweru lubią podreptać 😉
Rowerowy Wieluń Biega, tutaj Jogi i Arek. Arek miał trochę rozdarcie, bo i jeździ z nami i biega z grupą wieluńskich biegaczy 🙂
Było naprawdę sympatycznie, mimo, że to tylko 2km, to czuć było, że zupełnie inne mięśnie pracują podczas tych dwóch dyscyplin, jakimi są biegi i rower.
Po biegu bardzo profesjonalnie przygotowana inscenizacja, żeby uświadomić wielu osobom, o co tak naprawdę chodzi z tematem żołnierzy wyklętych. Brawa dla pracowników Muzeum Ziemi Wieluńskiej oraz wszystkich, którzy brali udział w tej inscenizacji.
Po tym wszystkim jeszcze było mało, więc trzeba było nogi doprowadzić do agonii, grzęznąć w miękkich jak plastelina polnych drogach. Co prawda ze składu biegowego tylko dwóch z nas pojechało na dzisiejszą przejażdżkę, ale nogi bolą za siedmiu 😉
Pamiętacie Radka na trekkingu? Dzisiaj przypadkowo trafił na nas pod Starostwem i postanowił się dołączyć. Na gościnnych występach pojawił się również Stachu z Ruśca, który u siebie też ma grupę rowerową. Stasiu organizuje 2 kwietnia maraton MTB właśnie w Ruścu, o czym będziemy pisać niedługo na fejsie i na stronie, także już teraz rezerwujcie sobie ten dzień w kalendarzu 🙂 A tymczasem Golgota 🙂
Golgota łyknięta, trochę z wiatrem, co prawda bocznym i mało przyjemnym, bo szarpał nami jak szatan zakonnicą, to jakoś zjechaliśmy.
Postanowiliśmy sprawdzić, czy mimo wysokiego poziomu Warty da się zrobić naszą starą trasę brzegiem przy wąwozach.
Jak widać, drogi nie ma, została pochłonięta przez rzekę, ale pewnie jeszcze 2-3 tygodnie i znowu będzie można tędy śmiało przejechać. Dzisiaj obyło się bez kąpieli, chociaż teren dość trudny.
Wskrobaliśmy się na skarpę i jej krawędzią ruszyliśmy na Ogroble. Całkiem znośnie się jechało, więc nie ma na co narzekać 🙂
Ze skarpy będzie trzeba zjechać, a jest to bardzo fajny zjeździk, więc ci, którym niestraszne Rychleby poczuli małe flow 😉
Chwila refleksji i zadumy, czy czegoś tam, żeby można było ruszyć dalej 🙂
Znowu odcinek nieprzejezdny, ale dojeżdżamy do naszego zjazdowego wąwozu, którym jesteśmy zmuszeni się wdrapać, bo dalej jechać, ani przejść się nie da.
Niestety jakiś quadowiec, który jeszcze nie dostał kolegium za nielegalną jazdę po lesie tak rozjeździł wąwóz, że podjazd w większości był niestety niemożliwy. Szkoda, że prawo w Polsce pod tym względem jest nierespektowane 🙁
Była część spacerowa, jest i rowerowa. Nawet Radek na trekkingu wyszarpał do samego końca 🙂
Za Ogroblami Przywóz, dalej na Łaszew. Wiater wieje.
Dzisiaj w końcu na legalu mogliśmy się puścić ze Strug na Rudę czerwonym szlakiem, bo śniegu nie ma. Znaczy się jeszcze trochę próbował walczyć na skarpie południowej, ale jeszcze chwila 🙂
Może nie było dzisiaj błota, ale ziemia była tak miękka, że jechało się naprawdę, jakby ktoś za koło trzymał w wielu momentach 🙂 No i jeszcze wiatr nie pomagał, bo na wiatraku było widać, jakbyśmy mieli go w plecy, tymczasem było zupełnie na odwrót. Na szczęście las to chwilowe schronienie.
Nowy skrót na końcówkę lasu, na razie droga się utrzymuje, zobaczymy na jak długo 🙂
Dzięki za dziś i do następnego 🙂 Pewnie już uruchomimy znowu wieczorne ujeżdżania, bo drogi w 100% przejezdne 🙂 Niech tylko podeschnie i ruszamy! 🙂