Niedzielny triathlon :)
A może by tak kajaki? Ktoś rzucił hasłem parę dni temu. No to jedziemy! 🙂
Dziś ekipa większa niż ostatnio, więc kurs na trzy auta 🙂 Po minach widać, że jedni zamyśleni, drudzy ciekawi, a nawet jeden to chyba znudzony 🙂
Punkt wodowania przy załęczańskim moście i przegrupowanie. Każdy szuka sobie partnera do kajaka. Nikt nie wylosował „Piotrusia” i „Piotruś” musiał płynąć sam.
Ruszamy. Ostatni spływ zrobiliśmy w 2h15, ciekawe jak będzie dziś. Obstawiamy, że różnica będzie minimalna.
Na początku jeszcze Daniel udawał, że wiosłuje, potem usiadł jako szyper i dyktował Moni tempo wiosłowania.
Ale Kaśka! Nooo… Jedna z najszybszych jednostek pływających podczas tego spływu 🙂
Tutaj z kolei silna męska dwójka w zabawkowym kajaku 😉
Zapomnieliśmy wspomnieć, że od Wielunia do Przywozu towarzyszył nam kolega Bogdan, który nie mógł z nami płynąć, ale jechał sporą część z nami podczas spływu brzegiem rzeki. Dogonił nas na Kępowiźnie 🙂
Potem jeszcze gdzieś po drodze ujawniał się na skarpach 🙂 Bogdan jako jedyny widział kajaki z drzewa. A potem zszedł z drzewa i pojechał do domu.
Jarek! Arek! Janek! Piotrek! Zdało się słyszeć głos niosący się po wodzie. Chłopaki siedli trenerzeżuńciowi na kole i poszli do przodu.
Za nimi cała reszta. Dziś trenerzerzunio nikogo nie urwał. Pokazywał nam za to czaple siwe w dość znacznych egzemplarzach.
Pogoda dziś była idealna: nie za gorąco, niezbyt wietrznie, tylko woda mogłaby być trochę cieplejsza.
To się nazywa wodna integracja 🙂 Każdemu dopisywał humor i o to właśnie w tym wszystkim chodzi 🙂 A przede wszystkim, żeby dzieciaki miały frajdę, chociaż każdy z dorosłych czuł się właśnie jak dziecko, co widać po minach 🙂
Chociaż w jednej z załóg nastąpił bunt i zwodowany został szyper. Monia wzięła wiosła w swoje ręce 🙂 Jogging rzeczny w wykonaniu Daniela wyglądał przednio 🙂
Trochę wymęczon powrócił do kajaczka.
Już na swoim miejscu, ale będzie na przyszłość pamiętał, że z Monią się nie zadziera 🙂
Dwóch panów szukających wrażeń pod konarem złamanego drzewa, bo główne koryto już się nudzi 🙂
Jest końcówka trasy wodnej. Czas 2:13, 2 minuty krócej niż w lipcu. Trasa idealna, nie za długa, chociaż z pół godzinki dłużej też nie byłoby złe 🙂 Na moście zostaliśmy przywitani przez Basię i Rysia z wnuczką 🙂
Jeszcze tylko kawałek, niektórzy podpływają maksymalnie, jak się da 🙂
Ostatnie jednostki dobijają do brzegu, żeby zasiąść zaraz do stołu po tak morderczym i wyczerpującym spływie 🙂
Chociaż dzieciaki miały jeszcze tyle sił, że zmęczenia absolutnie nie było po nich widać 🙂
Kolega Arkadiusz z racji tego, że musiał pruć w dalszą drogę i to niekoniecznie do domu, tylko jakieś 40km w drugą stronę, szamę przyjął jako pierwszy. Smacznego! 🙂 My też zaraz po kiełbasce 🙂
Odpoczęli, pojedli to jedziemy w trzecią część dzisiejszego triathlonu. W jedną stronę asfaltami, w drugą terenem, mimo, że zakładaliśmy w obydwie terenem, ale czas nas gonił na punkt zborny, więc lepiej być wcześniej, niż się spóźnić 🙂
Mistyczny kawałek od Przywozu do Łaszewa. Takich dróg chcemy więcej! 🙂
Czekając za resztą 🙂 Rysiu w końcu odkurzył rower i miło, że wyjechali po nas do Przywozu 🙂
Jeszcze tylko kawałek piaszczystej drogi i las na Przycłapach.
Całkiem niedawno z wizytą w Wieluniu pojawili się ludzie z PTTK celem odświeżenia oznaczeń czerwonego szlaku turystycznego. Część z nas pojechała naszą stałą trasą a część ciekawa, jak wygląda przejezdność szlaku między torami a wysypiskiem śmieci postanowiła zbadać temat.
Powiemy jedno: drogi nie ma. Przejechać się da, ale tylko na smokach, żadne trekkingi czy crossy nie mają tam czego szukać. Ciekawe, jaka jest celowość znaczenia szlaku tam, gdzie ciężko się przedostać?
Jeszcze tylko Ruda i przepisowo złożony heder w kombajnie na drodze publicznej i za chwilę Wieluń.
Czułe pożegnanie z Basiami i Rysiami i my za chwilę będziemy żegnać się na końcówce w pomniejszonym składzie.
Ostatnia pamiątkowa fota, by myślami wracać często do tego dnia, bo był naprawdę bardzo wyjątkowy 🙂 Dziękujemy wszystkim za udział! I do następnego 🙂