Rozdziewiczanie nowych terenów i pęknięta guma
Prognozy ostatnio jakieś takie średniawe… trzy razy z rzędu miało dzisiaj padać, ani razu nie padało. Jakoś to czuliśmy i wybraliśmy wariant bezdeszczowy.
Dzisiaj trzeba było chociaż kawałek pojechać czymś nieznanym, mimo, że wszędzie już zjeżdżone, to te boczne, najboczniejsze są do penetracji. Z wiatrem prawie w plecy na Gromadzice, a dalej na Wielkie gie, czyli Wielgie 😉
Leśną drogą wszyscy mogą 🙂 Tempo równe, temperatura również 🙂
Boczną z Wielkiego na Czernice. Zero ruchu.
Zero ruchu, zero wiatru. Gorąc, ale pozytywnie. Chociaż tak dzisiaj mimo, że lajtowo, to bez paliwa jechać się nie da. Trzeba jakiś cukier przyjąć, bo nogi trochę słabną.
Z asfaltu zrobił się szuter, z szutru leśna, a z leśnej no kiedyś tu kombajn jechał 😉 Jeszcze trochę przyklepiemy słomę i jedziemy dalej 🙂
Kiedy to jest to święto chrzanu? Bo znaleźliśmy pod Osjakowem fajną miejscówkę 🙂
Z Czernic nową dziewiczą trasą na Józefinę, ale tu zmiana planów i kierunek Raducki Folwark. Do sklepu, po batoniki, izotoniki i cokolwiek jeszcze.
Niestety właściciel sklepu chyba jest włochem z pochodzenia, bo sobie sjestę urządził i od 14 do 17 sklep zamknięty. A tu coraz słabiej, więc żremy, co nam natura dała. Jeżyny, jagody 🙂
Nawet trafiła się kania, ale poszła jako prezent na dalszym etapie trasy 🙂
Kania zostawiona u Majki, kolega Bohdan widząc, że nasza ogrodzeniowa wizytówka zarasta marchewią i rzepą postanowił trochę popielić. Jak się potem okazuje, do zdjęcia na tło się rwał 🙂
A w międzyczasie musza rodzina wbiła na małe procenty do baru. Nagrzmociły się fest i chciały zadymę urządzać, ale dwa szybkie strzały z rękawiczki załatwiły temat 🙂
Od dziś tak się witamy. Powitanko mamy opanowane, w końcu za nami światowe dni młodzieży 😉 Kamizelki w razie, jakby coś nie poszło 😉
Stałym fragmentem trasy udaliśmy się na Wieluń. Kierunek Łaszew. Coś niebieskiego mignęło nam na górce przed Łaszewem. Coś za znajomo…
Krzycząc: Robert! Udało się zdemaskować jednego z naszych, który myśli, że jak sam będzie pobierał lekcje na rowerze, to szybciej do nas dołączy. Nic bardziej mylnego. Trzeba z nami się wczuć w klimat, zrobimy wszystko, żeby każdy czuł się dobrze i nabrał takiej kondycji, jak wielu z nas przed sezonem. Wystarczy tylko spróbować i nie patrzeć na nasze statystyki 🙂 A potem ewentualnie można narzekać, oczywiście jeśli będzie na co! 🙂
Z wielkich zwierząt spotkaliśmy w Łaszewie bizona. Szedł jak dziki całą środką drogi.
Dziwota, że nie włączył hedera, jak komuś wystawał kawałek auta na drogę. A nie! Wróć! Przecież wg przepisów nie wolno jeździć publicznymi drogami z rozłożonym hederem! 🙂 Bum hedszot 🙂
No to dalej, z Łaszewa na Łaszew.
Lasem ze Strug. Na naszą piękną ałtostradę rowerową w Rudzie. Taka piękna i równa, że kolega Krzysiek rozpiżdżył dętkę. A i oponę nawet też. I nie wyglądało to ciekawie. My już w Wieluniu, ale ekipa serwisowa powrót i reperujemy.
Jedną pompkę Darek nauczył latać, druga też wyzionęła ducha, trzecia dała radę. Opona rozeszła się na dobre, nie ma jak jechać.
Może trzy trytrytki dają radę? Hamulec rozpięty, dopompowane do 2,5 atmosfery i próbujemy. Niestety Krzysiek ma co wieźć bo dętka strzeliła po 10 metrach jazdy tak, jakby z kalichlorku na wielkanoc.
No to z trzech kół ratunkowych został już tylko telefon do żony, więc serwis odjechał na metę, a Krzyś nie przekroczywszy linii mety na rowerze musiał wesprzeć się suportem samochodowym. Zabrakło dosłownie paruset metrów. Może następnym razem się powiedzie? 🙂