I Ogólnopolskie Mistrzostwa Załęczańskiego Łuku Warty w Rowerowej Jeździe na Orientację
Kiedy dowiedzieliśmy się, że w Załęczu Małym organizowane są mistrzostwa w jeździe na orientację, nawet chwili nie zastanawialiśmy się, żeby się zapisać. Nikt z biorących udział nie żałował, a wręcz przeciwnie: każdy był zachwycony. I samym pomysłem, trudną trasą, a przede wszystkim organizacją. Niestety nie wszystkim zapisanym udało się wystartować, z 9 osób wyszło nam 6, ale i tak nieźle.
Zawody zaczynały się od 10, nie było nawet sensu ani mowy, żeby dojechać do Załęcza autem, więc mała rozgrzewka przed samymi mistrzostwami. Z Wielunia wyruszyliśmy o 7:40. Dopingowali nas po drodze Bogdan i Radek, ale Radek dopiero od Dzietrznik, bo przyjechał na kolarzówce przekonany, że my będziemy jechać asfaltami 🙂
Ale my oczywiście prostą, ale terenową drogą, gdzie kółeczka z ciśnieniem 12 atmosfer miałyby tutaj nie lada wyzwanie. Dlatego puściliśmy Radka krajówką do Dzietrznik a sami kawałkiem lasu, szutru i piasków do punktu zbiórki koło przejazdu kolejowego przejechaliśmy przez Kamionkę i Pątnów, by 5 minut po Radku spotkać się z nim.
Jeszcze tylko kawałek i zaraz Dzietrzniki. W oddali przepiękny neogotycki kościół, zbudowany w latach 1900-1908.
Już prawie stacja pkp, ale jeszcze singletrack dzietrznicki i sławna kładka, która mokra położyła niedawno Jogiego i Romka 🙂
Już razem z Radkiem ruszyliśmy na Załęcze. Radek cwaniak musiał pokazać, kto rządzi na szosie, bo w terenie gdzieś tam przeważnie z tyłu. Dzisiaj nie miał sobie równych.
Godzina 9:10 i jesteśmy na miejscu. Zameldowanie w biurze zawodów, odbiór kart, chipów i dopisanie na wariata do naszej grupy kolegi Marcina Stanisława, który przyjechał autem, ale wziął na wszelki wypadek rower, bo może się uda pojechać 🙂
Z biura zawodów ruszyliśmy terenem na punkt startu. Jak widać teren monitorowany, więc czujemy się bezpiecznie 😉
Na razie strasznie pusto, ale zapisanych jest ponad 100 osób.
Zaczyna się robić tłoczno, z każdą chwilą przybywa zawodników. Adrenalina rośnie.
Z racji tego, że było kilka kategorii, wszyscy byli sprytnie wymieszani i startowali co minutę z innej kategorii, żeby nie grupować się na trasie. Jedni od nas startowali w 3 minucie, inni w 23, a jeszcze inni dopiero w 43. Organizacja na światowym poziomie.
Pierwsze koty za płoty. Zerowanie chipa, odbiór mapy i w drogę! Poooszli!
Mapa na początku była tak czytelna, jak chińska encyklopedia powszechna. Trzeba było jak gołąb przysiąść na chwilę, zorientować się o co kaman, znaleźć w pocie czoła pierwszy punkt, a potem poleciało… Dwa punkty były ukryte nieopodal chyba największej kopalni piasku, jaką kiedykolwiek udało nam się zobaczyć. Widok niesamowity.
Punkt trzeci. Tu impreza zaczęła nabierać tempa. To co zostało stracone na starcie podczas szukania pierwszego punktu zaczyna być odrabiane dobrą kondycją i właściwym posługiwaniem się mapą, mimo braku obrotowego mapnika.
Niektóre punkty kontrolne wymagały naprawdę niezłej orientacji w terenie i w mapie, ale przecież o to tutaj w tym wszystkim chodzi 🙂
Niestety nie wszystkim poszło dzisiaj dobrze, jeśli chodzi o sprzęt. Renclaud na przykład przegiął z nadmiarem sił w nogach i ukręcił wózek przerzutki. Nie ukończył co prawda całej trasy, ale niewiele mu brakło. Na mecie i tak był wysoko.
Co jakiś czas mijaliśmy się na trasie z chłopakami z grupy. Zepchnęła jak spotkał się z Ferbikiem postanowił z radości zadzwonić do mamy i pochwalić się, że nie jest jedynym, który zgubił się w załęczańskich lasach 😉
Od pewnej chwili mieliśmy dwa wspólne punkty, więc dopingowaliśmy się nawzajem. Odhaczenie się w punkcie kontrolnym i jedziemy szukać kolejnego.
Po chwili spotkaliśmy Jogiego, który pomagał koleżance Oli, jak się potem okazało, Ola zajęła pierwsze miejsce w swojej kategorii. Gratulujemy serdecznie! 🙂
Po morderczej trasie w końcu meta. Było mnóstwo piachów, parę trudnych podjazdów, kluczenie czasem bez drogi, ale atmosfera rewelacyjna.
Za chwilę pojawił się nasz kolejny zawodnik. Kategoria M40.
W oczekiwaniu na ogłoszenie wyników dojechali do nas Monika z Danielem 🙂
Pierwszy raz na scenie Rowerowy Wieluń w zastępstwie za kolegę Janka Majchrowskiego, który był jednym ze sponsorów.
Drugi raz już podczas odbierania medali i dyplomów za zajęcie V miejsca przez Marcina Szeląga i II miejsca przez Marcina Adamczyka w kategorii najtrudniejszej: M21. Trasa liczyła około 45km, ale w linii prostej od punktu do punktu 21km, co zdecydowanie lepiej brzmi 😉 No ale psychicznie trzeba było dać radę 🙂
Trzeci raz na podium Rowerowy Wieluń i kolejne miejsca: III miejsce dla Piotra Śliwy oraz II miejsce dla Tomka Spychały w kategorii M40.
Po dekoracjach ruszyliśmy na Wieluń. Błażej już sygnalizował wcześniej, że coś z jego dętką chyba coś nie tak. Dopompowaliśmy i lecimy. Ale jednak powolutku sobie uchodzi życie z dętki Błażeja.
Trochę terenów, które objeżdżaliśmy dzisiaj chyba z 5 razy, ale na tym właśnie polega jazda na orientację, że kluczy się parokrotnie w tych samych miejscach, bo mapa jest jak pajęczyna.
Gdzieś między Bobrownikami a Przywozem znów Błażej bez powietrza, a w szczególności jego dętka, więc dopompowanie na maksa i okazało się, że dziurka tak się powiększyła, iż nie ma szans na cokolwiek, jeśli chodzi o reperację. Łatki były, dętki zapasowej nie. Dziurka na nieszczęście zaraz przy spojeniu wentla. Zostawiliśmy Błażeja z Jogim, a razem z Tomkiem ruszyliśmy do Przywozu, by jego padakę zostawić na barze.
Bar w Przywozie i mały odpoczynek. Tymbark na dziś rzecze: „Nie mów za dużo”, więc relacja dzisiaj skromna.
Na przywitanie wyjechał nam Michał, z którym wróciliśmy do Wielunia.
Jako, że po Renclauda przyjechała na metę autem żona, to dekoracja odbyła się po powrocie. Wręczenie medalu i dyplomu oraz nagrody, żeby odtworzyć sytuację, która go minęła. Zadowolony, upłakany i szczęśliwy Piotr cieszył się jak dziecko 😉
Pamiątkowa fota z prawie wszystkimi zwycięzcami dzisiejszych zawodów i można usiąść do grila 🙂 Dziękujemy za wspaniałą przygodę, na pewno jazda na orientację wpisze się w nasz terminarz, bo jest co coś naprawdę niecodziennego i ruszającego nie tylko mięśnie, ale przede wszystkim szare komórki. A każdy facet powinien umieć odnaleźć się w terenie i posługiwać mapą 🙂