Rajd na dezorientację
Piękna, chociaż wietrzna niedziela. Ale w końcu zrobiło się słonecznie. Zachęciło to pewnie wielu do dzisiejszego deptania.
Jak widać dość ś-licznie zebraliśmy się pod radiem. I szosa i teren. Podział został zachowany, bo to dwie zupełnie różne przyjemności, mimo, że jedna pasja.
Szosa sobie i my sobie. My oczywiście w teren. Piękne okoliczności przyrody sprawiały, że jechało się rewelacyjnie. Co prawda wiatr trochę przeszkadzał, bo akurat pierwszą część trasy mieliśmy właśnie pod, ale… można było schować się zawsze za większego kolegę. Tylko ten największy miał najtrudniej, bo wszyscy się kotłowali za nim 🙂
Z Wielunia na Urbanice, potem Małyszyn, by dalej w kierunku Jodłowca pojechać ekspresową, północną obwodnicą Wielunia. Czasem asfaltem, który na większym odcinku był położony,
ale czasem trzeba było zjechać na serwisówkę, bo przejazdy przez mosty jeszcze nie do końca były pewne.
O właśnie. Uparli się, że przejadą. I proszę. Nawet stróżujący nieopodal ochroniarz wyszedł ze swojej budki, ale chyba ze zdziwienia zaniemówił, bo nie wydobył z siebie żadnej sylaby. A my na przełaj. Prawie jak wyścig zbrojeń, tyle tylko, że przez zbrojenia.
Zjazdem na Jodłowiec kończymy jazdę obwodnicą. Zaraz przed nami ciekawostka nad lasem.
O i jest! W końcu zaczęto budować zbiornik kurowski. Szkoda, że w Jodłowcu 😉
Z Jodłowca przez Oberżę Knieję, na Józefinę. Tutaj nawet jak śnieg leży, to jest piaszczysty. Drogę pokonywaliśmy tędy już setki razy i nie zdarzyło się, żeby ten odcinek był w innym stanie, a jest to wytyczony szlak rowerowy, wpisany jako EWI2. Nam to nie przeszkadza absolutnie, ale ktoś, kto to tyczył chyba jechał tędy autem 4×4 😉
Z Józefiny na Raducki Folwark, w oczekiwaniu na słabnącego w oczach Daniela. Jest. Odpoczęli? To jedziemy! 🙂 Na Raduczyce.
Większość grupy w tym terenie jeszcze nie była, więc trzeba pokazać, bo lasy nasze ulubione i również szlak rowerowy, również EWI2.
Już powoli w lesie zaczyna być widać wiosnę, bo meszek się ładnie zieleni i ptaki jakieś takie żwawsze. Nie wspominając o nas.
Leśnymi bokami dotarliśmy do Drobnic, gdzie w sklepie zrobiliśmy mały przystanek na regenerację wytraconych elektrolitów. Pozdrawiamy właścicieli! 🙂
Jako, że kolega Janek i kolega Daniel musieli odłączyć się od grupy celem udania się niby na coś innego niż rosół, więc mała odprowadzka do lasu, żeby wyznaczyć im krótką drogę na powrót.
Janek tak zdezorientowany, że gdyby sam tu wyjechał, pojechałby zupełnie w inną stronę. Na szczęście czujny nos przewodnika nie pozwolił na to i prostym strzałem na Wierzchlas trajektoria wyznaczona. Daniel gdzieś się zagubił. Dzwonimy, odjechał w drugą stronę. Następny zdezorientowany. Znając życie zaraz spotkamy go na asfalcie w stronę Krzeczowa, co też się stało.
Z Krzeczowa skręciliśmy na Toporów, gdzie minęliśmy się z naszą zaprzyjaźnioną grupą biegaczy z drużyny Wieluń Biega. Pozdrowiliśmy się w biegu, jeździe i jadzim dalej.
Z Toporowa wąwozem w stronę Opatowa, gdzie również trasa dla wielu nieznana, za to podjazd całkiem sympatyczny. Umacniamy grupę na wyjazd w Góry Sowie, więc zaprawa jak znalazł.
Podjazdu nie było końca. Widać, kto na czołówce. Kolega Renklod razem z kolegą Koniem znowu pewnie cukru się nażarli, ale… ktoś im to zdjęcie przecież musiał zrobić 😉
Po dość wyczerpującym podjeździe czas na wyniki i dekorację na podium. Bogdan, Jogi i Kitek poza pudłem, może w następnej edycji się uda 😉
Kraszkowickimi kopalniami i trasą bikemaratonu udaliśmy się w stronę Przycłap. O dziwo sucho, pewnie zapomnieli rozjeździć błoto ciężarówkami. Dla nas na plus.
Jest cichy skręt w las, ale nie wszyscy potrafią – jak widać – kręcić kierownicą. A może to celowe spowolnienie grupy, żeby sobie urwać parę chwil dla siebie na odpoczynek? Janusz! Wstawaj! 🙂
Ten kawałek to od tyłu trasa bikemaratonu: solidny kolejny podjazd, który zawsze był zjazdem. To lubimy.
Tutaj telefon zastępczy się zdezorientował i przy 40% baterii stwierdził, że już nie da rady. Zdjęcie dzięki uprzejmości Renkloda, który wyśmiewał się z padaczki firmy Sony, ale jak ktoś się śmieje, to ostatni, bo za chwilę Renklodowi też padł.
Jeszcze próba uruchomienia i udało się zrobić jeszcze jedno zdjęcie. Bateria na poziomie 35% i znowu zbladła do zera w parę sekund. Dobrze, że przeszkoda na drodze, to przynajmniej udało się złapać ostrość, łapaną przez pół minuty.
Tutaj z kolei uprzejmość ze strony Konia, bo tym razem zdjęcie z jego telefonu. Mimo, że też sony, to miał w futerale zrobionym z książeczki do nabożeństwa, więc bateria nie mogła z racji stanu się zdezorientować.
Cały czas lasem aż do Rudy, po luźnym podłożu i lekkim błocie, więc czas na otrzepanie rowerów na rudzkim falochronie, zwanym błędnie ścieżką rowerową. Niedługo zrobimy tutaj małe pomiary i wykażemy błędy w budowie tej pomyłki dla rowerzystów. A tymczasem dzięki za dziś i do następnego! 🙂